anklesock
Dołączył: 14 Lis 2020
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Nie 16:51, 27 Gru 2020 Temat postu: Kolega z siłowni |
|
|
Postanowiłem przekopiować jedno ze swoich opowiadań ze starego forum, w celu rozruszania tego działu, jak i reszty. Wyszło dość długie, na starym było pisane w częściach, tutaj w całości. Miłego czytania!
KOLEGA Z SIŁOWNI
Wszystko wskazywało na to, że będzie to dzień normalny jak każdy inny. Skończyłem jeden z trzech zaplanowanych na ten tydzień treningów na siłowni. Był bardzo intensywny, byłem strasznie rozgrzany i pot lał się ze mnie długimi strużkami. Jedyne o czym marzyłem to szybki prysznic i powrót do domu. Zazwyczaj przychodzę ćwiczyć dość późno, czego powodem jest fakt, że długo pracuję. Ma to jednak swoje plusy, przede wszystkim wolny sprzęt i wolne prysznice. Zbliżałem się do szatni, już miałem nacisnąć klamkę gdy drzwi się otworzyły. W drzwiach pojawił się Michał. Był to typowy kolega z siłowni, spotykaliśmy się tylko tam, nie byliśmy specjalnie zżyci ale zawsze z chęcią wymienialiśmy się uściskiem dłoni. Chłopak miał około 25 lat, tak jak i ja. Średniego wzrostu brunet o ciemnych oczach, dobrze zbudowany, ale przy tym proporcjonalnie. Południowy typ urody. Zawsze ćwiczył w podkoszulku na ramiączkach, który odsłaniał subtelny tatuaż znajdujący się na jego prawym ramieniu – wyjący wilk, tatuaż jakich wiele, ale był zdecydowanie dobrze wykonany i fascynował swoją estetyką i ekspresją. Nie jestem gejem więc nie mogę powiedzieć, żeby Michał mnie pociągał natomiast nie sposób powiedzieć, że nie jest przystojny. Była jednak jedna rzecz, która naprawdę mnie w nim interesowała – stopy. Mam zdecydowanie biseksualny fetysz stóp, a jego stopy miałem okazję nieraz zobaczyć, gdyż zdarzało mu się ćwiczyć boso. Były naprawdę cudowne, długie i mocno zarysowane. Proporcjonalnie długie palce i duże paznokcie. Lekko owłosione, tak jak i jego nogi, ale nie przesadnie. Całości dopełniały wspaniałe wyrzeźbione łydki, śniade jak i reszta jego ciała. Dziś jednak miał na stopach czarno-białe Nike Rosherun a pod nimi białe stopki. Przywitałem się z nim i zerknąłem ukradkiem w dół. Wymieniliśmy parę kurtuazyjnych słów i każdy udał się w swoją stronę. Wszedłem do jak się okazało pustej szatni, byłem troszkę pobudzony oglądaniem stóp Michała. Jakież było moje zaskoczenie gdy zobaczyłem stojące na ławce należące do niego zimowe, żółte Timberlandy. Być może przeszedłbym koło nich w miarę obojętnie gdyby nie były w nie lekko wciśnięte białe skarpetki frotte, przypuszczalnie zdjęte z jego stóp. Zrobiło mi się przyjemniej, a jednocześnie bardzo się zawstydziłem. Podszedłem powoli do butów i dostrzegłem dokładnie jak wyglądały włożone w nie skarpetki. Ewidentnie były noszone cały dzień, odcisnęły się na nich ciemne ślady stóp Michała. Ogarnąłem się jednak, uznałem, że nie wypada ich nawet dotknąć. Chłopak wiedziałby, że to ja, gdyby coś było nie tak. Na siłowni nie było w końcu nikogo innego oprócz nas. Ruszyłem pod prysznic, umyłem się dokładnie, wysuszyłem włosy i zacząłem się ubierać. Niestety moja szafka była dokładnie naprzeciwko szafki Michała, jego buty kusiły mnie z każdą minutą coraz bardziej. Całą sytuację pogarszał fakt, że zaczęło mi się wydawać, że czuję z odległości ich zapach. Nie wytrzymałem, podszedłem powoli i zbliżyłem nos do lekko przybrudzonych skarpetek, miałem szczęście, że akurat wystający koniec był tym od strony palców. Nie myliłem się, skarpetki pachniały bardzo mocno, tak jakby były noszone więcej niż jeden dzień. Uklęknąłem i przyjrzałem im się bliżej. Okazało się, że skarpetka z drugiego buta była lekko wywinięta na lewą stronę. Wyraźnie widać było delikatne futerko charakterystyczne dla tego rodzaju skarpet. Również wnętrze było delikatnie zabrudzone choć bardziej od potu bo kolor był żółtawy. Wąchałem je z odległości, byłem coraz bardziej podniecony, w końcu mój nos mimowolnie dotknął materiału, jak się okazało jeszcze wilgotnego. Klęczałem tak kilka minut zaciągając się coraz mocniej. Nie panowałem już na swoimi decyzjami, zacząłem dotykać skarpetek rękami i językiem. Wlizywałem się w najbrudniejsze fragmenty materiału aż w końcu ostatecznie włożyłem jedną skarpetę do buzi a drugą przykładałem do nosa na zmianę z butami chłonąc jak najwięcej wydobywającego się z nich zapachu. Słodkiego i kwaśnego jednocześnie, podniecającego i zarazem obrzydzającego. Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. I wtedy właśnie usłyszałem otwierające się drzwi, było za późno by cokolwiek zrobić. W drzwiach stanął Michał, któremu uśmiech zszedł z twarzy tak szybko jak on sam pojawił się w drzwiach. Patrzył przerażony na mnie, klęczącego na podłodze, z jego butem przy twarzy i skarpetką w ustach. Pierwszy raz w życiu poczułem, że zupełnie nie wiem co robić. Jedyne czego pragnąłem to natychmiast umrzeć.
Michał powoli zamknął za sobą drzwi i zaczął iść w moim kierunku. Poderwałem się natychmiast, podjąłem próbę wytłumaczenia się z tej irracjonalnej sytuacji:
- „To nie tak jak myślisz” – chciałem powiedzieć, ale zapomniałem, że wnętrze moich ust wypełnia skarpetka Michała. Próba mojego usprawiedliwienia upokorzyła mnie ostatecznie. Wyciągnąłem to co miałem w ustach i razem z butami odłożyłem na pierwotne miejsce. Michał dalej szedł w moim kierunku patrząc się w trudny do opisania sposób. Upokorzony wycofywałem się, jednak on doszedł tylko do swojej szafki. Otworzył ją powoli, nie spuszczał jednak ze mnie wzroku.
- „Proszę Cię powiedz coś!” – powiedziałem w akcie rozpaczy, jego milczenie pogłębiało tylko mój stan. Powoli zaczęło brakować mi tchu – „proszę Cię, nie chciałem naprawdę. Mogę to wytłumaczyć, tylko proszę Cię powiedz coś!”. Wtedy on zaczął czegoś szukać w szafce. Wyciągnął z niej torbę, po czym zamknął ją z powrotem.
- Za mną – rzekł spokojnie biorąc torbę do ręki, wciąż jednak zachowywał się bardzo tajemniczo.
- Gdzie? – zapytałem na wpół przerażony na wpół spokojny, że w końcu się odezwał.
- Za mną! – powiedział bardziej stanowczo – i weź ze sobą moje rzeczy – powiedział z lekkim niesmakiem patrząc na buty i wymięte w moich ustach skarpetki. Nie miałem siły na dyskusję, byłem przerażony. Chciałem żeby to wszystko skończyło się jak najszybciej, tymczasem wszystko wskazywało na to, że do końca była daleka droga. Wsadziłem skarpety w jego żółte Timberlandy i wyszedłem za nim. Szedł pewnym krokiem trzy kroki przede mną przez salę siłowni, na szczęście pustą. Doszliśmy do części w której znajdowały się bieżnie. Michał rzucił torbę na ziemię i wszedł na jedną.
- Stań naprzeciwko mnie – powiedział spokojnie, jakby tłumaczył komuś drogę na dworzec. Włączył bieżnię na jeden z wolniejszych biegów i zaczął truchtać. Ja stałem przed nim zdezorientowany, w rękach trzymałem jego rzeczy – chcę żebyś teraz robił to samo co przed chwilą widziałem.
- Znaczy co?
- Nie pytaj się głupio! – po raz pierwszy podniósł głos. Wyciągnąłem z butów skarpetki i przyłożyłem je do nosa, patrzyłem się na Michała upokorzony – Dlaczego to robisz?
- Bo mi kazałeś, proszę Cię, tu ktoś może wejść – zacząłem go błagać.
- Zaczynasz mnie nie tylko obrzydzać ale też denerwować! Dlaczego robiłeś to wcześniej? – odpowiedział hamując gniew, doskonale panował nad emocjami. Bieżnia w między czasie przyśpieszała.
- Mam fetysz, ale boje się, że tego nie zrozumiesz.
- Aha, fetysz… - ciekawe – odpowiedział drwiąco – podniecają cię śmierdzące stopy. Męskie stopy, tak?
- Stopy w ogóle, męskie też.
- Więc podniecają Cię moje stopy? – zapytał zadziornie.
- Taaaa…, tak – moje upokorzenie sięgnęło zenitu – masz bardzo ładne stopy, naprawdę – powiedziałem po chwili, nie mogłem się powstrzymać.
- Jesteś chory, nawet mi Cię trochę żal. Nie chce mi się wierzyć, że odważyłeś się na coś takiego. Naprawdę podoba Ci się ten zapach? Chodziłem w tych skarpetkach dwa dni.
- O tak jest cudowny, twoje stopy cudownie pachną. Nic nie poradzę na to, że tak podoba mi się ten zapach.
- Dość tego! Nie mogę Cię słuchać. Teraz klękniesz, wsadzisz sobie tę pierdoloną skarpetę w mordę a ryja w mojego buta i będziesz wąchał tak żebym nie widział twojego obleśnego pyska! – stał się wulgarny, przeraziło mnie to bardzo, ale jednocześnie zaczęło fascynować. Zrobiłem co kazał, klęczałem schylony zanurzony w jego bucie.
- Tak lepiej zboczeńcu, powinieneś tak całe życie przesiedzieć. Do tego tylko się nadajesz. Od lat widzę jak się gapisz na moje nogi! Myślałeś, że tego nie widać? Doskonale wiedziałem co robię zostawiając te buty w szatni. Ale spokojnie, jak z tobą skończę to odechce Ci się stóp raz na zawsze. – Nie widziałem jak mówi, mój wzrok utkwiony był w podłodze a moje zmysły skoncentrowane na doznawaniu wszystkiego co dawały mi jego boskie buty i skarpetki. Bieżnia poruszała się coraz szybciej, słyszałem jak dyszy ze zmęczenia, mogłem się tylko domyślać w jakim stanie są jego stopy ukryte w sportowym bucie i białej stopce. Przesiedzieliśmy tak dziesięć minut, on biegł i obrażał mnie, ja klęczałem przed nim upokorzony. Cały czas ktoś mógł wejść i nas zobaczyć. Przerażenie mieszało się z podnieceniem, ale nad wszystkim górowała niepewność.
- Dobra dość tego! – Michał zeskoczył z bieżni, podszedł do mnie i nacisnął moją głowę butem wciskając ją głębiej w Timberlanda – Teraz wstawaj! – powoli zaczynałem się podnosić, kiedy poczułem silne pchnięcie, to był on. Upadłem na podłogę – Wstać to ty sobie możesz co najwyżej na czworaka zrozumiano? – kiwnąłem głową będąc wciąż lekko oszołomionym. Klęknąłem i podparłem się rękami. Tym razem uderzenie przyszło z dołu. Silna noga Michała znów zwaliła mnie prosto na ziemie – Naucz się odpowiadać z szacunkiem!
- Dobrze, przepraszam już będę – teraz nawet nie zdążyłem się podnieść, Nike został przyciśnięty do mojego policzka.
- Co proszę? Jak się do mnie zwracasz? – zapytał spokojnie ale stanowczo.
- Przepraszam Panie, nie będę już Panie. – odpowiedziałem z cichą nadzieją, że o to chodzi. Najwyraźniej zgadłem.
- No, szybko się uczysz. Bierz swoje zabawki w pysk i chodź za mną. – Z trudem udało mi się chwycić w zęby buty i skarpety mojego nowego Pana. Ruszyłem za nim. Doszliśmy do strefy wolnych ciężarów.
- Widzisz tę skośną ławeczkę? – zapytał wskazując tak jakby pokazywał dziecku pieska sąsiada – połóż się na niej na plecach.
- Tak Panie.
- No no, naprawdę dobry ze mnie trener – wczołgałem się na ławkę, zaczepiłem się nogami o blokadę. Nogi miałem na wysokości głowy kogoś kto stal przy maszynie, głowę zaś na wysokości ziemi. Michał wziął do ręki swoją torbę i wyciągnął z niej przedmiot przypominający obręcz. Podszedł do moich nóg, zdjął z nich buty i skarpety, które z lekkim obrzydzeniem położył na mojej twarzy – masz, powąchaj sobie i swoje, na pewno nie pachną tak cudownie jak moje, prawda psie?
- Nie Panie, twoje są najcudowniejsze – odpowiedziałem, nie widziałem co Michał robi, oczy miałem zasłonięte przez moje własne skarpety. Poczułem nagle chłód na kostkach. Moje nogi zostały przymocowane do maszyny. Chwilę potem mój Pan spiął w ten sam sposób moje ręce w nadgarstkach z tym, że pod ławką na której leżałem. Następnie pasami umocował mój tułów mocniej do całej konstrukcji, byłem całkowicie unieruchomiony. Nie mogłem ruszyć nawet głową. Michał podszedł do mojej twarzy i ściągnął z niej moje rzeczy. Widziałem go teraz dosłownie z perspektywy ziemi. Uśmiechał się wyraźnie zadowolony ze swojego dzieła, podniósł lekko stopę, moim oczom ukazało się słynne logo Nike na podeszwie, but powoli zbliżał się nad moją twarz:
- Zaczynamy… - powiedział Michał, i faktycznie zaczęło się…
Podeszwa nie była już biała od spodu, w zasadzie daleko jej do tego było. But dotknął najpierw mojego czoła a potem skierował się w stronę ust. Po drodze zahaczył o nos, poczułem zapach gumy mieszający się z wolna z zapachem potu Michała.
- Wystaw język – powiedział spokojnie tak jak na początku. Zrobiłem co kazał, powoli przejechał od czubka buta do pięty po moim języku. Czułem jak zatrzymują się na nim drobinki kurzu i piasku a on sam staje się coraz bardziej suchy. W między czasie obserwowałem podeszwę, w której wytłoczony był wzór siatki. Michał przejechał jeszcze raz swoim butem po moim języku, potem znowu i znowu. Widziałem jak podeszwa stawała się coraz bardziej lśniąca od mojej śliny a jednocześnie coraz czystsza. Po około minucie przestał, miałem trochę czasu żeby przełknąć ślinę. Język był szorstki i wysuszony, czułem wyraźnie ile brudu i piasku się na nim zebrało. Michał stał wciąż nade mną. Jego śniade, ciężkie i lekko owłosione nogi górowały ponad moją zrównaną z poziomem ziemi twarzą. Z tej perspektywy czułem jeszcze bardziej jego potęgę i moje poniżenie. Zrozumiałem, że nic już nie zależy ode mnie. Odszedł na chwilę, zerknąłem szybko na jego stopy, na wystające z butów stopki, na to jak silne stawiał kroki. Wrócił z krzesłem z małą podpórką. Kiedy siadł jego obie stopy wisiały dokładnie nad moją twarzą. Zobaczyłem teraz jaką prace wykonałem, wyczyszczona przeze mnie podeszwa była o dwa odcienie szarości jaśniejsza od tej której jeszcze nie tknąłem. Wkrótce miało się to zmienić.
- No suko, bierz się za drugiego! – powiedział tym razem ostrzej i przycisnął buta do mojej twarzy. Znów wyciągnąłem język, lizałem intensywniej niż poprzednio, starałem się wykazać inicjatywę, wszystko zaczynało mi się coraz bardziej podobać. Po chwili przewrócił buta na bok, zacząłem lizać materiałową część, jednocześnie moim oczom ukazała się zanurzona w najku stopka. Zapach od razu stał się intensywniejszy, poczułem też ciepło bijące z buta. Lizałem coraz łapczywiej a także starałem się wciągać jak najwięcej aromatu. Za chwilę i drugi but wylądował na mojej twarzy.
- Wyglądasz tak żałośnie – powiedział i pochylił się nade mną – zwykła ściera ma więcej godności od ciebie! – teraz już w zasadzie krzyczał, patrzył się prosto w moje oczy. Nagle pochylił się bardziej i splunął prosto w moje prawe oko, natychmiast je zamknąłem. On położył na nim buta i zaczął rozmazywać swoją ślinę po całej powierzchni twarzy, śmiał się przy tym w lekceważący sposób. Było to niesamowicie upokarzające, ale nie miałem nawet odwagi się odezwać.
- Co się mówi? – zapytał i moje policzki butami w taki sposób jak robią to babcie rozmawiając z wnukami.
- Dziękuję Panie. – odrzekłem bez zastanowienia, faktycznie zaczynałem czuć, że tresura działa.
- Dobra dość tego – powiedział znów wracając do spokojnego tonu. Podniósł lekko nogę i zdjął ręką buta. Obrócił go natychmiast w moją stronę i położył na nosie i ustach, drugim butem docisnął go mocniej. Zalała mnie fala ekstatycznych uczuć. Czułem ciepło bijące z wnętrza buta, zapach potu, obuwia, męskości. Mogłem dotknąć językiem wilgotnej wkładki. Zacząłem szybciej oddychać by wessać w siebie jak najwięcej cudownego aromatu. Poczułem jednocześnie, że odziana w skarpetkę stopa wylądowała na mojej klatce piersiowej. Leżałem w amoku, po chwili drugi but wylądował na mojej twarzy umożliwiając mi powtórne zanurzenie się w ekstazie. W końcu odstawił buty na bok i wtedy pojawiły się one. Smukłe i wyrzeźbione, odziane w biały materiał – stopy Michała. Widziałem je od strony spodów. Mocno zabrudzone a jednocześnie eksponujące kształt palców i pięty. W mocnym świetle siłowni widziałem wnętrze materiału. Widziałem przerwy między długimi palcami, widziałem jak zadziornie się poruszają. Wydawało mi się, że wszystko odbywa się w zwolnionym tempie. Skarpetki powoli zaczęły opadać na moją twarz, byłem na granicy wytrzymałości. „Jeszcze dziesięć centymetrów” – myślałem – „Jeszcze pięć, dwa, jeden!” Stało się. Moja twarz złączyła się z tym boskim tworem. Poczułem ciepło, zapach, wilgoć. Ujrzałem z bliska materiał, brudnawy a mimo to idealny.
- O tak, wąchaj, liż! Tak mocno jak potrafisz – Michał najpierw jeździł stopami po mojej twarzy, potem zaczął delikatnie wodzić palcami w okolicy moich ust, wystawiałem język by dotknąć jego paluszków, on irytował mnie odciągając i zbliżając je co chwile – Pies chce stópek Pana? – pytał retorycznie. Słychać było w jego głosie, że zaczyna mu to wszystko sprawiać przyjemność. W końcu wepchnął jedną ze stóp do moich ust, zaskoczyło mnie to, prawie zacząłem się krztusić. Jednocześnie przyjemność była tak wielka, że zacząłem cicho pojękiwać. Bawił się tak kilka minut mną i swoimi stopami. W końcu sięgnął rękami do stóp i powoli, na wysokości moich oczu zaczął z nich ściągać stopki. Niczym kurtyna skarpetki zsuwały ukazując najpierw błyszczącą, pomarańczową piętę, silne i długie śródstopie a na koniec pięć cudownie okrągłych i zaczerwienionych paluszków. Za chwile podobne przedstawienie dokonało się z drugą stopą.
- Patrz suko! – powiedział machając mi skarpetkami przed nosem – masz tyle godności co te soksiki. Powinieneś całe życie służyć mi jako moje skarpety, ty i moje stopy powinniście stworzyć jedność, powinieneś całym sobą je adorować i im służyć! Otwórz ryja, szeroko! – Zaczął wpychać skarpetki w moje usta – szerzej kurwa! - Zmieściły się obie. Zaraz chwycił mój nos w swoje długie palce, które widziałem tylko od spodu, marzyłem, żeby w końcu zobaczyć jego stopy od góry. Znów wstrząsnął mną dreszcz podniecenia. Zapach wydobywający się z pomiędzy jego palców, a także panująca tam wilgoć odebrały mi zdolność myślenia o wszystkim innym, chłonąłem sytuację całym sobą. I wtedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, przeraziłem się. Michał najwyraźniej też, bo przestał ruszać palcami, nie wiedziałem co się dzieje, po chwili kątem oka zdołałem zobaczyć, że parę metrów od nas ktoś stoi, ale widziałem tylko nogi, miał na sobie Nike Jordan i wysokie białe skarpetki za kostkę. Zrozumiałem, że od teraz nic już nie będzie takie jak dotąd…
Nie rozumiałem zupełnie tego co zobaczyłem. Mój najlepszy kumpel z siłowni K. leżał przywiązany do ławeczki, zakneblowany czymś co wyglądało jak skarpetki a do jego twarzy była przyciśnięta stopa Michała.
- Cześć chłopaki – powiedziałem niepewnie, K. popatrzył na mnie z dołu. Cała jego twarz była czerwona, widać było, że pali się ze wstydu. – co robicie? – dodałem, chociaż chyba nie chciałem znać odpowiedzi na to pytanie. K. był przypięty za kostki do ławeczki od góry, ręce miał związane pod nią, w ogóle cały był do niej przywiązany. Nie mógł się ruszyć. Michał patrzył na mnie również lekko przerażony. Nie ruszał się.
- Cześć Bartek, siedzimy – odpowiedział powoli – i załatwiamy różne sprawy – kiedy to powiedział zaczął jeździć stopami po twarzy K. Patrzył jednak na mnie.
- To ja wam nie przeszkadzam – odpowiedziałem i zacząłem się wycofywać – właśnie skończyłem squasha, jestem wykończony. Idę pod prysznic – już prawie odwróciłem się w kierunku szatni gdy Michał krzyknął:
- Stój! – zatrzymałem się wpół kroku przerażony – nie chcesz dołączyć? – zapytał ale w zasadzie brzmiało to jak rozkaz. K. jęknął cicho i zaczerwienił się jeszcze bardziej.
- Nie chłopaki serio, bawcie się dobrze – odpowiedziałem – nikomu nie powiem co robicie – znów zacząłem iść ale nie zrobiłem nawet jednego kroku.
- Chodź tutaj, dobrze Ci radzę – powiedział spokojnie ale dosadnie Michał. Nie miałem wyjścia, a przynajmniej tak mi się wydawało. Oczywiście mogłem pójść i nie zawracać sobie głowy tym co widziałem, ale słowa Michała podziałały na mnie w dziwny sposób. Podszedłem do nich. Stanąłem obok Michała, ten zwrócił się do K.:
- Wypluj skarpetki – natychmiast to zrobił, odetchnął głęboko.
- Chłopaki proszę Was, koniec – powiedział dysząc – Bartek to nie jest tak jak myślisz! – patrzył się na mnie przerażony – on mnie do tego zmusił, ja nie chciałem, naprawdę idź stąd lepiej… - jego przemowa została przerwana przez stopę Michała, którą wcisnął mu w gardło. Usłyszałem cichy bełkot.
- Zapraszam Bartek – rozgość się – Michał wskazał ręką w kierunku pochylonego ciała K. Nie zrozumiałem w pierwszej chwili o co mu chodzi, ale za chwilę już wiedziałem.
- Nie no daj spokój, naprawdę nie potrzebnie mnie tu zawołałeś w ogóle – odpowiedziałem i znów prawie podjąłem decyzję o wyjściu.
- Zapraszam, rozgość się! – znów ten ton niecierpiący odmowy. Coś się we mnie złamało. Nie powiedziałem już nic, wdrapałem się na K. leżącego na ławce i usiadłem na jego brzuchu. Jęknął ciężko. Moje nogi zwisały przy jego twarzy – na co czekasz psie? – krzyknął Michał – masz nowego pana do obsłużenia. Spojrzałem na K. i jego smutną twarz. Był zupełnie zrezygnowany, rzuciłem okiem na Michała, znów szybko domyśliłem się o co chodzi. Położyłem buty na twarzy nieszczęśnika. Od razu przystąpił do lizania. Byłem maksymalnie zszokowany, nawet nie próbował protestować. Michał patrzył na moje nogi i jego twarz zadowolony jak dziecko. Zerknął na mnie:
- Zrobi wszystko co chcesz, wystarczy słowo – powiedział zachęcająco.
- Nie chce żeby mi cokolwiek robił – byłem coraz bardziej zażenowany.
- Boże jak dziecko! Wszystko za ciebie trzeba robić – Michał znów się uniósł – liż jego spocone soksy, na pewno się z nich leje po tym squashu, nie Bartek? – zapytał zadziornie.
- No są dość mokre, nie powiem, zgrzałem się dziś.
- No to na co czekasz? Ściągaj buty! – sięgnąłem powoli do moich Jordanów i zdjąłem je z nóg. Delikatnie położyłem stopy w białych skarpetkach pumy na twarzy K. Usłyszałem od razu jak ten zaciągnął się z całej siły. Nie uczestniczyłem jeszcze w tak surrealistycznej sytuacji. Za chwilę poczułem na spodach stóp język. Wlizywał się łapczywie w najbardziej spocone fragmenty moich skarpetek. Czułem jak drąży wgłębienie przy palcach. Czułem się jakby mnie ktoś łaskotał, ale nie miałem odruchu wyrwania stopy. Po chwili poczułem jak skarpetki stają się mokre od śliny. K. lizał bez słowa, zamknął oczy jakby odczuwał ogromną przyjemność. Poczułem nagle ochotę by lizał mnie po bosych stopach.
- Liż moje stopy! – krzyknąłem jakby automatycznie, przeraziłem się, bo nie usłyszałem w tych słowach siebie, byłem jakby w amoku. Zacząłem się czuć coraz lepiej. Ściągnąłem moje pumy ze stóp i powoli zacząłem opuszczać nogi do ust K. Kiedy moje palce zetknęły się z jego językiem, zrozumiałem co to znaczy ekstaza.
Język K. wsunął się pomiędzy moje palce. Wił się między nimi i nawilżał je. K. jęczał przy tym, ale chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. W jego oczach, które otwierały się tylko z rzadka widać było coś w rodzaju amoku, nie zależało mu już na niczym więcej z wyjątkiem naszych stóp. Naszych boskich stóp. Naprawdę zacząłem czuć jak wielką władzą dysponujemy nad K. Byliśmy czymś na kształt bogów, nie miałem wątpliwości, że zrobi wszystko czego zażądamy. Zacząłem ruszać oślinionymi palcami, było to trochę niesmaczne a jednocześnie przyjemne. Również dla K. który zaczął lizać intensywniej. Podsunąłem stopę wyżej, tak żeby zaczął lizać moje śródstopie i piętę. Zaczęło robić mi się zimno od wilgoci. Spojrzałem na Michała. Patrzył na moją dłoń, w której trzymałem białe pumy. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szyderczo.
- No dalej, wsadź mu je w ryja! – zrobiłem to natychmiast, z jednej strony dominowałem nad K. a z drugiej czułem, że należę do Michała. Przedziwna relacja. K. miał teraz usta wypchane moimi skarpetkami. Druga weszła dosyć ciężko. Michał zarządził, że wstajemy. Odpiął K. od ławeczki, ten stoczył się na ziemie w groteskowy sposób. Szybko poderwał się i stanął na czworaka. Michał od razu wrócił go do poprzedniej pozycji kopiąc go w bok. K. jęknął z bólu przez zakneblowane usta.
- Leż suko! – krzyknął Michał i kopnął K. jeszcze raz tak, aby ten obrócił się i leżał na plecach. Zaraz potem nasz master wskoczył na ciało K. Ten znowu jęknął, z tym że dwa razy głośniej – Dajesz Bartek, pochodzimy sobie troszkę po tej szmacie, tylko do tego się nadaje, żeby wytrzeć nią stopy z jej własnej śliny! – podszedłem i delikatnie stanąłem na jego udach. W tym czasie Michał doszedł już do twarzy i stanął na niej lekko podskakując. Skierowałem się w stronę brzucha. Czułem jak K. napina mięśnie broniąc się przed zmiażdżeniem. Będąc na brzuchu poczułem chęć poskakania po nim. Kiedy to zrobiłem K. aż zawył. Mięśnie jego brzucha były maksymalnie napięte. Michał zeskoczył już z niego, teraz przyszła kolej na moje stopy na twarzy K. Nasze spojrzenia spotkały się na chwilę. Jego oczy były zmęczone ale też pełne czegoś na kształt spełnienia. Stanąłem stopami na jego głowie. Zakryły całą jego twarz. Dostrzegałem jednak lekki grymas niezadowolenia lub bólu na jego ustach. Zszedłem z niego kiedy usłyszałem, że oddycha szybciej.
- No Bartek, jestem z ciebie dumny, szybko załapałeś – Michał pochwalił mnie – chwycił mnie za ramię i zaprowadził na ławkę znajdującą się w lekkim oddaleniu od K. Nasze stopy zostawiły na podłodze mokre ślady. – Teraz ostatnie zadanie dla ciebie suko! – wypluj boskie skarpetki Bartka i przynieś je w zębach. To samo zrób z jego butami i z moimi rzeczami. Potem zliżesz językiem ślady naszych stóp z podłogi oddając im należną cześć. Na koniec ubierzesz nasze boskie stopy w nasze rzeczy z szatni, masz 5 minut! Start! – K. natychmiast poderwał się i przyniósł w zębach moje pumy. Pogłaskałem go jak psa kiedy podał mi je do ręki. Szybko wrócił po resztę rzeczy. Czas mijał. Upłynęło półtorej minuty a on miał jeszcze zlizać ślady naszych stóp. W końcu zabrał się do tego. Wlizywał się w nie bardzo intensywnie. W każdy z osobna, klęcząc przed nimi. Każdy ślad całował zanim go zlizał. Potem zaczął przynosić nasze ubrania z szatni. Podjął próbę ubrania nas zębami. Michał jednak zgodził się na to by zrobił to rękami, wcześniej dając mu po twarzy za to, że nie umie zrobić tego porządnie. Michał wstał, ja za nim.
- Spisałeś się nawet psie. Od tej pory należysz do nas. Za każdym razem gdy zażądam czegoś od ciebie masz to robić. Kiedy pozwolę Ci się zachowywać normalnie też to robisz i nie traktujesz mnie jak Pana. Zrozumiano?
- Tak Panie – odpowiedział K.
- Świetnie. Na dziś koniec służby. Twoje jedyne zadanie to następnego razu to wyprać nasze oślinione przez ciebie skarpetki. Na jutro, masz tu jutro być. O tej samej porze. Do jutra, my z Bartkiem wychodzimy – zarządził Michał. Nie miałem czelności odmówić. Wyszliśmy zostawiając oszołomionego K. za sobą…
*****************************************************
Stałem przerażony, podniecony, ośmieszony. Nie docierało do mnie to co się stało. Czułem ból szczęki, która była wypchana skarpetami. Czułem ból brzucha i głowy, które były deptane. Czułem ból skrępowanych nadgarstków. Czułem smak i zapach potu. Czułem szczęście. Wszystko się zmieniło. Nie byłem już sobą, nie należałem do siebie. Należałem do nich. Podniosłem z ziemi ich słodkie skarpetki, zaciągnąłem się nimi jeszcze raz i schowałem do kieszeni. „Od teraz wszystko będzie inne, od teraz wiem już gdzie jest moje miejsce” – pomyślałem i wyszedłem do domu. Nie mogłem doczekać się następnego dnia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|